Archive for czerwca 2012

Coraz bliżej bikini czyli projekt pilates

sobota, 30 czerwca 2012 19:03

Za dwa miesiące będę pakować moją piękną małą walizeczkę i wyruszać do miejsca podobnego do tego na zdjęciu obok. (Zacieram rączki i modlę się, żeby wszystko wypaliło zgodnie z planem.) Plażowanie łączy się nieodzownie z koniecznością odsłonienia ciała, co z jednej strony napawa mnie radością (wolność! opalanie! wiatr i ciepły piasek!), a z drugiej mrocznym lękiem. Chcę wyglądać ładnie. Się nie wstydzić. Może nawet zdjęcie zrobić i wstawić potem na pewien popularny portal społecznościowy.

Ale fear not! Do wyjazdu jeszcze osiem tygodni*, a ponieważ BMI mam w normie i nie potrzebuję radykalnej metamorfozy, czasu jest jeszcze dość, by pozbyć się tych niewielkich szpecących detali jak sadełko, boczki i falujące ramionka. Jak wiadomo, podrasowanie własnego ciała wiąże się z wieloma przykrymi zdarzeniami. Należy radykalnie ograniczyć ilość wypitego piwa, zjedzonej czekolady oraz schrupanych orzeszków. Trzeba także się trochę pomęczyć. Spocić.

Nie wiem jak wy, ale ja nie jestem typem aktywnej sportsmenki. Po pierwsze, szybko się nudzę. Bieganie uważam za najnudniejszy sport na świecie (nie mam zbyt wielu doświadczeń, może się jeszcze przekonam), a basen toleruję tylko jeśli towarzyszy mi ktoś, z kim można zamienić słowo między jednym 100 m a drugim. Fitness, który polega na podskakiwaniu i wykonywaniu wciąż tych samych układów nudzi mnie śmiertelnie (poza tym byłam zmuszona chodzić na coś takiego podczas studiów i teraz mam traumę).

Lubię za to taniec i, jak się okazało - pilates. O tańcu jeszcze będę pisać :) a teraz skupię się na pilatesie. Będę go przy tym bezczelnie reklamować - czujcie się ostrzeżeni. :)

Pilates, to (z Wiki) system ćwiczeń fizycznych wymyślony na początku XX wieku przez Niemca Josefa Humbertusa Pilatesa, którego celem miało być rozciągnięcie i uelastycznienie wszystkich mięśni ciała. System pilates to połączenie jogi, baletu i ćwiczeń izometrycznych. Wg założeń Pilatesa, metoda ta przyczyniać się ma do: wzmocnienia mięśni bez ich nadmiernego rozbudowania, odciążenia kręgosłupa, poprawy postawy, uelastycznienia ciała, obniżenia poziomu stresu oraz ogólnej poprawy zdrowia osób ćwiczących.

Jak to wygląda w praktyce? Przychodzimy na zajęcia w luźnych strojach, w butach lub boso i zaopatrujemy się w miękkie maty, na których będziemy wykonywać ćwiczenia. Muzyka powinna być dość rytmiczna, ale nie typowo fitnessowa - ruchy, które wykonujemy są o wiele wolniejsze niż podczas typowych ćwiczeń "wzmacniających". Bardzo ważny jest oddech - czasami wdech czy wydech następuje w zupełnie zaskakujących miejscach, więc bądźcie czujni! ;) Ćwiczymy praktycznie całe ciało, ale zwracamy szczególną uwagę na jego centrum - brzuch, miednicę, biodra. Kręgosłup powinien być ułożony w konkretny sposób - inny w zależności od pozycji i ćwiczenia. Czasem ćwiczy się też na wielkich gumowych piłkach, wtedy ważne jest zachowanie równowagi.

Brzmi niewinnie, ale dostaje się naprawdę niezły wycisk. Przy tym każde ćwiczenie jest uważne, "blisko podłogi", każdy ruch się liczy. Jestem potworną przeciwniczką bezrozumnego machania nogami i rekami, w nadziei, że jakieś tam mięśnie się wyrobią. Pilates przypomina mi chirurgiczne cięcie, podczas gdy takie typowo fitnessowe wymachy - cios na odlew siekierą. Dzięki tej uważności pilates mogą uprawiać osoby z kontuzjami lub z bólami kręgosłupa.

Zakwasy się ma. Na co jestem żywym dowodem...

Pilates można też wykonywać w domu. Na mojej półce od dwóch lat kurzy się fajna książka z przepisami na ćwiczenia, zdjęciami, programami... Ćwiczyłam może ze trzy razy. Dlatego tym razem postanowiłam zapisać się na zajęcia i chodzić - regularnie - przynajmniej przez cały lipiec i sierpień. Kilka zajęć już za mną.

Przy okazji stwierdziłam, że zmierzę się i policzę różne wartości (procent mięśni i tłuszczu w organizmie), które pokazuje moja supernowoczesna waga. Żeby po dwóch miesiącach móc porównać. Nie omieszkam podzielić się tu rezultatami. ;)

PS. Wiem, że potrzebuję też treningu cardio, aby zrzucić tłuszcz. Może zdobędę się na chodzenie na ten basen. Jak nie... może samba...? Zobaczymy. Jeszcze pomyślę. Nie wszystko na raz, bo się jak nic zniechęcę. ;)

____
* Po raz kolejny zdecydowałam się na wypoczynek pod koniec sezonu urlopowego. Jest we mnie jakiś lęk przed wyjazdem np. w lipcu, bo potem trzeba jeszcze przemęczyć się cały sierpień, a nie ma już na co czekać. Wyjazd we wrześniu zapewnia natomiast powrót na początek sezonu jesiennego, obfitość filmów w kinach, sztuk w teatrach i powakacyjnych spotkań znajomych.

Jak spać, aby się wyspać?

środa, 27 czerwca 2012 14:58

Problem ze wczesnym wstawaniem jest powszechny jak Polska długa i szeroka. Tysiące ludzi (zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że miliony) przeklina każdego ranka pracę, szkołę, budzik i ogólnie podłe życie. Jeśli ktoś z Was oglądał (świetny skądinąd) serial Downton Abbey, to może pamięta, że pierwszy odcinek zaczyna się od życzenia wypowiedzianego przez obudzoną właśnie służącą: "żeby tak raz w życiu można było się zbudzić samemu".

Większość z nas ma więcej szczęścia i budzi się samemu przynajmniej w weekendy. :) Mnie akurat dopadła przypadłość zaprogramowanego budzenia, czyli jeśli przez pięć dni z rzędu budzę się o 7.00, to w sobotę otworzę oczy o 7.10 i już nie zasnę. W tygodniu potrzebuję budzika i pięciu "drzemek", aby się zwlec z łóżka, a w weekend organizm wykręca mi psikusa i budzi się sam. Drań.

To, plus niemożność wczesnego kładzenia się spać powoduje, że chodzę permanentnie niewyspana, mam podkówki pod oczami i zdarzają mi się potężne dołki energetyczne około 16.00, kiedy nie czaję zupełnie co się do mnie mówi, a oczy same mi się zamykają. Wydaje mi się, że najzdrowszym dla mnie trybem jest sen od ok. 22.00 do 5.30. Po 7,5 godzinach snu jestem wyspana, ale już około 21.00 paliwo zaczyna mi się kończyć i - zwłaszcza jeśli temperatura na dworze przekracza 25 stopni - zasypiam natychmiast.


Co zrobić, aby zasnąć?
  • Wypić szklankę wody - nawadnianie jest ważne, plus niweluje wrażenie pustego żołądka, jeśli burczy nam w brzuchu. ;)
  • Przewietrzyć pokój - standard. Ja muszę pamiętać, by nie zostawiać włączonego górnego światła, bo inaczej przeżywam najazd komarów.
  • Kolację zjeść ok. 2 godziny przed snem, najlepiej białkową. Jeśli przed położeniem się spać jesteśmy głodni, można przekąsić np. porcyjkę białego serka. Kalorii niewiele, a zabija ssanie w brzuchu.
  • Spróbować medytacji, to znaczy skupić się na oddechu i nie myśleć o niczym. Myślenie o niczym jest wbrew pozorom sztuką niezwykle trudną. Myślę, że poświęcę temu kiedyś oddzielny wpis. :)

Co zrobić, aby się obudzić?
  • Nastawić irytujący dźwięk - broń Boże ulubioną piosenkę - w budziku. Odstawić drzemki! (Oh, nie wiem czy dam radę.) Organizm przyzwyczaja się do drzemek i nie traktuje już dźwięku budzika jako sygnału do wstawania.
  • Spróbować wstać między dwoma "cyklami snu", które trwają zazwyczaj około 1,5 godziny. Podobno przerywając taki cykl, chodzimy cały dzień niewyspani, natomiast budząc się między jednym a drugim jesteśmy radośni jak skowronki. Powstała nawet strona, która oblicza o której godzinie mamy iść spać, albo na którą nastawić budzik.
  • Przygotować sobie energetyzującą piosenkę, którą włączamy, kiedy umilkną znienawidzone piski budzika. Znieczuli ona ból odrzucenia kołdry i ustawienia ciała w pozycji wertykalnej. ;) 

Na mnie działa ostatnio piosenka Florence and the Machine z "Królewny Śnieżki i Łowcy". No posłuchajcie, człowiek ma ochotę zerwać się i ruszyć do boju. :)



 
 
Dostałam też już w swoje łapki książkę "Liczenie baranów. O naturze i przyjemnościach snu" Paula Martina, którą mam zamiar przeczytać i zrecenzować. Może dzięki jej lekturze spłynie na mnie jakieś głębsze oświecenie.

Jutro budzik nastawiam na 6.30. Bogowie miejcie mnie w opiece. ;)

Zebrać podejrzanych

poniedziałek, 25 czerwca 2012 14:40

Chcąc dokonać jakiejkolwiek zmiany w swoim życiu, najpierw trzeba mieć plan. A przynajmniej planik. Moim mini-planikiem będzie lista rzeczy, które są ważne i nad którymi chciałabym popracować. Czuję, że muszę zgromadzić podejrzanych i przyjrzeć im się po kolei: który jest największą piętą Achillesową, który leży ugorem, nieruszany od dawna, który stanowi największy priorytet.
Oto i lista, kolejność raczej przypadkowa:


 1. Książki
  
Uwielbiam czytać. Moim problemem jest jednak to, że rzadko trafiam na książkę, która mnie wciągnie, przyszpili i zatrzyma do ostatniej strony. Szybko się nudzę, zaczynam kolejną, nie kończąc poprzedniej i tak to czytanie się ciągnie… tygodniami… miesiącami. Wytrwałość jest kluczem do sukcesu. A motywacją będzie możliwość zamieszczania krótkich recenzji tu na blogu. Nawet jeśli książka mi się nie do końca spodoba, zawsze będzie można ją obsmarować. ;)

2. Języki obce

Zaczyna robić się poważniej. Mam wrażenie, że z nauką języków obcych jest jak z zajmowaniem się kilkoma ruchliwymi szczeniakami – jednego upilnujesz, ale drugi zdąży nasikać do kapci, a kiedy karmisz trzeciego, czwarty poobgryza ci kabelki. Moje języki przedstawiają się następująco:

  • angielski – certyfikat na poziomie C1. Angielski leży trochę przykurzony. Przez lipiec uczęszczam (z małą ochotą) na kurs. 

  • francuski – certyfikat na poziomie C1. Zaczynam podejrzewać, że niedługo całkiem zapomnę jak się mówi i pisze. :(  
  • rosyjski – poziom A2. Czuję, że walę głową w mur i nigdy nie przebiję się do poziomu komunikatywnego, język sprawia mi sporo trudności. Mam osobę, która bardzo mnie motywuje do nauki i chętnie pomaga, dlatego gdybym się bardziej przyłożyła, miałabym o wiele lepsze efekty.
  • portugalski – w powijakach. Nauka sprawia mi dużą przyjemność i jest łatwa, ale brakowało mi motywacji. We wrześniu jadę do Portugalii i chciałabym móc się porozumieć przynajmniej w podstawowym zakresie.
3. Wygląd
  
Z dbaniem o wygląd mam ogromny kłopot.

Brakuje mi czasu na regularną pielęgnację, włos mam w nieładzie, a paznokcie niepomalowane.

Brakuje mi czasu i chęci na zakupy. Nie lubię chodzić po sklepach. Męczy mnie tłum i nadmiar wyboru.

Uprawiam też za mało sportu. Mam możliwość uczęszczania do setek warszawskich fitness clubów dzięki firmowemu karnetowi, ale tego nie robię. W czerwcu uprawiałam sport tylko trzy razy! Motywacja potrzebna natychmiast.

4. Publicystyka

Blog to nie jedyne miejsce w sieci, gdzie można zobaczyć moją pisaninę. :) Piszę też „branżowe” artykuły, które ukazują się pod moim imieniem i nazwiskiem na pewnym portalu. Każdy taki tekst wymaga ode mnie sporo czasu, poszukiwań i dopieszczania, stąd łatwo zgadnąć, że nie pojawiają się one za często. Z drugiej strony tworzenie artykułu zawsze przynosi mi dużo satysfakcji, dlatego koniecznie chciałabym pisać więcej. Najbliższy termin na oddanie gotowego tekstu nadciąga wielkimi krokami.

5. Kultura
  
Wydaje mi się ważne, aby przynajmniej raz na jakiś czas poobcować z kulturą trochę wyższą od tej popularnej. :) Zobaczyć sztukę, wysłuchać koncertu lub opery, obejrzeć wystawę. Żyję w mieście, które oferuje stały i niekosztowny dostęp do kultury, a tak mało z tego korzystam. Mam żal do siebie, że nie umiem się zmobilizować np. do odwiedzenia w czwartek Zachęty – kiedy wstęp jest darmowy. Wynika to też pewnie z faktu, że trudno znaleźć towarzysza na takie wyjścia – każdy jest zabiegany, ma już jakieś plany, mnie samej opada motywacja i tak zamierzenia jakoś się rozmywają. Czas sobie o nich przypomnieć i realizować. :)

6. Wczesne wstawanie

Dlaczego ktokolwiek o zdrowych zmysłach miałby chcieć wstawać o piątej rano? Otóż podejrzewam u siebie głęboko ukrytą skowronkowatość, zamaskowaną przez wiele lat sowienia. W zeszłym roku, w lecie, udało mi się przestawić na tryb poranny (spałam od 21.30 do 5.00) i te wczesne godziny spędzałam bardzo produktywnie. Pisałam, czytałam, robiłam gimnastykę albo chociażby malowałam paznokcie. Szkoda mi było czasu na siedzenie w internecie, skoro już udało mi się wstać. A teraz? Przychodzę zmęczona po pracy i popracowych zajęciach (rzadko mi się zdarza wracać prosto do domu). Jedyne, na co mam siłę to forum, trochę blogów, facebook i jakieś głupie stronki typu kwejk na odstresowanie. Nie wiadomo kiedy robi się 24.00, a ja znowu mam poczucie zmarnowanego wieczoru. Koniec z tym.


No dobrze. Najważniejsze rzeczy chyba są. Mnóstwo mniejszych, trochę mniej ważnych obszarów, w których chciałabym wprowadzić zmiany (oszczędzanie, wypady za miasto, dieta, konferencje itd.) na razie odpuszczam. Przyjdzie i na nie czas, ale na razie chcę rozpoznać i skupić się na priorytetach. Ta lista jest przede wszystkim dla mnie, ale sądzę, że prędzej czy później każdemu przydałaby się podobna inwentaryzacja.

Przedstawiam się

niedziela, 24 czerwca 2012 17:27

Podobno dobre rzeczy przeżywa się po raz wtóry, opowiadając o nich. Można też chyba i pisać. :) 

Chciałabym, aby ten blog stał się miejscem, gdzie będę gromadzić swoje dobre wspomnienia, zdjęcia, plany na przyszłość, inspiracje, recenzje, doniesienia o sukcesach i samorozwoju. Mam nadzieję, że dzięki temu będę umiała przeżywać każdą chwilę uważniej, dokładniej, bardziej świadomie. Że łatwiej mi będzie wrócić potem pamięcią do książki, czy filmu i szybciej znajdę motywację do wyjścia na siłownię, jeśli przedtem zaplanuję to sobie na blogu. Postaram się pisać notki, które będą inspiracją - dla mnie i ewentualnych Czytelników - do tego, by piękniej żyć.

Po tym przydługim wstępie czas się chyba przedstawić. Jestem młodą kobietą, skończyłam humanistyczne studia i pracuję mniej więcej w tym obszarze, w którym zawsze chciałam pracować. :) Mam więcej pomysłów niż energii i więcej zainteresowań niż czasu. Nie brakuje mi entuzjazmu, za to brakuje konsekwencji. Motywacja jednym razem skacze mi pod niebo, a innym wpełza pod kocyk i odmawia współpracy, co bywa frustrujące. Chciałabym wykorzystać życie do końca, zrealizować kilka ważnych celów, dokończyć kilka projektów i rozpocząć nieliczoną ilość nowych. 

Nie zawsze się udaje.

Jako mieszkankę wielkiego miasta dopadają mnie typowe dla tego środowiska choroby: zmęczenie, zabieganie, rozproszenie uwagi, stres i czasem - też - samotność. Kocham moje miasto, :) ale czasem pragnę z niego uciec. Kocham też moje ciało - ale nieraz mam go dość, zwłaszcza gdy nie wygląda tak, jakbym chciała, albo nie wytrzymuje tyle, ile od niego wymagam.

Widzę tyle obszarów w życiu, które chciałabym jakoś poprawić, albo uczynić piękniejszymi, że czasem sama zaczynam się w tym gubić. Mam nadzieję, że ten blog pomoże mi to wszystko usystematyzować.

Alors, mesdames et messieurs, zaczynamy. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...